Opowiadanie o uczniach, zamieszkałych w Bradford – niewielkiej miejscowości w Anglii. Tak jak to bywa w szkolnym społeczeństwie: byli ci popularni i szare myszki; wysportowani i ścisłowcy; kujoni i piękne zdziry.

Zwyczajne, angielskie życie nastolatków: imprezy, alkohol, seks, narkotyki, kompromitacje, szkoła.

Jedna rzecz zmieniła Liceum.

Potem rodziny.

Miasto.

Ich.

sobota, 18 maja 2013

Prolog

|Cher Lloyd|
    Ostatni ruch lokówką, pryśnięcie lakierem do włosów, delikatna szminka na usta.
    Przyjrzałam się swojemu odbiciu w lusterku, a na moich ustach mimowolnie pojawił się uśmiech. Długie, brązowe loki opadały na  moje ramiona. Ich końcówki były wyjątkowo złote. "Wyjątkowo", ponieważ kilkanaście dni temu miały one barwę różową. Rzęsy miałam podkreślone tuszem  i zalotką, a policzki pokryte delikatną warstwą pudru.
    Należałam do osób, które bardzo lubiły zmieniać swój wygląd, a już zwłaszcza kolor włosów. Nie czułam się wtedy jak zwykła uczennica drugiej klasy liceum w brytyjskim miasteczku, w którym nigdy nic się nie dzieje. Nudziło  mnie całe to normalne życie i z dnia na dzień stawałam się coraz bardziej dopasowana do starszego społeczeństwa.
    Odeszłam od toaletki i stanęłam przed swoją szafą.
    Zaczęłam lustrować jej wnętrze i odrzucać prawie każdy zawieszony tam ciuch.
    Biała  koszulka z koronki, jeansowa  spódniczka sięgająca do ud - to coś, co najbardziej mi się spodobało. Zdjęłam wybrany komplet z wieszaków i przebrałam się. Dobrałam do  tego jeszcze czarne, trampki i różową marynarkę.
    Efekt był zaskakujący!
    Spakowałam kilka zeszytów do swojej brązowej torby z przypinkami i z telefonem w dłoni oraz torbą przewieszoną przez ramię - wyszłam ze swojego pokoju, zbiegając do kuchni, gdzie Lucy zaczęła już nakładać do śniadania. 
    Lucy była gosposią, która zyskała szacunek nawet u mojego wiecznie gburowatego ojca, który nigdy nie miał czasu na choćby jedną, krótką rozmowę ze swoją córką, albo żoną.
    Wiecznie zabiegany ojciec. Zero kontaktów osobistych - same zawodowe.
    Posłałam Lucy cień uśmiechu i chwyciłam w dłoń tosta, po czym skierowałam się do drzwi.
    - A ty młoda damo, gdzie zamierzasz wyjść bez śniadania? - dobiegł do mnie poważny ton gosposi. Mogłabym przysiąc, iż właśnie założyła ręce na piersi i przystanęła podpierając się na lewej nodze.
    Odwróciłam się do niej i westchnęłam.
    - Za dziesięć minut muszę być w szkole. Nie mogę się spóźnić. - odparłam, jednak kobieta nadal nie spuszczała ze mnie wzroku - Lucy, to dwudziesty pierwszy wiek. Ludzie żyją z jednego tosta na śniadanie i ...
    - Dobrze, już dobrze. Przestań mi tutaj wyskakiwać ze  swoimi teoriami tylko idź do tego swojego liceum i postaraj się nie wpakować w kłopoty. - machnęła w moją stronę ręką i zniknęła na werandzie.
    Byłam dumna ze swojego dokonania.
    Wyszłam z domu i skierowałam się w stronę swojej szkoły.
    Pierwszy dzień szkoły czas zacząć.

*

    - Teoretycznie rzecz biorąc, ludzie, wstając rano są zbyt zajęci narzekaniem, żeby zrozumieć, iż życie  stoi dla nich otworem i wystraczy jedna decyzja, aby...
    Liam Payne został oblany wodą ze szklanki, która należała do Amber Walsch  - największej kretynki w całej szkole, albo i Bradford. Mimo swojej głupoty była cholernie popularna i wpływowa, czemu towarzyszyły bale, z których dwa na trzy były okropne.
    Trzy czwatre szkoły nienawidziła tych sztucznych imprez organizowanych przez cheerleaderkę. Przychodzili tam tylko dlatego, żeby pochwalić się swoją nową kreacją, butami, fryzurą.
    Ciemny blondyn zaczął rozglądać się po stołówce, spoglądając po twarzach uczniów, którzy nie szczędzili sobie śmiechu.
    Chłopak wybiegł z sali i równie szybko śmiechy ustały.
    Amber uśmiechnęła się do swojej przyjaciółeczki i usiadła obok Louisa Tomlinsona - tutejszego, najpopularniejszego sportowca w szkole. Jego wyraz twarzy nie wyrażał nic, poza niechęcią  do Walsch.
    - Współczuję Liamowi - spojrzałam na swoją przyjaciółkę Arianę - Siedzę  z nim na biologii i muszę  przyznać, że naprawdę jest z niego sympatyczny chłopak.
    Zaczęłam skubać frytkę wpatrując się w miejsce, gdzie poprzednio siedział "kujon".
    - A ta cała  Amber... - kontynuowałam - Zdzira jak ich mało. Jakby Malik nie mógł jej czegoś powiedzieć.. W ogóle, dlaczego on z nią jeszcze jest?
    - Zayn nie chce widzieć tego, co robi Walsch. Albo nie widzi. Cholera wie. Jedno jest pewne: oni wszyscy są siebie warci. - odparła spokojnie Ariana, pijąc colę.
    Zerknęłam na nią.
    -  Louis jest inny - zaczęłam bronić kapitana drużyny futbolowej.
    - Jasne, Cher. Zawsze masz o nim dobre zdanie. - powiedziała zrezygnowana czerwonowłosa - "Louis to... Louis tamto..." - spróbowała naśladować mój głos - Dziewczyno, poza treningami, Tomlinson z tobą nie rozmawia.
    Taka była prawda.
    Na treningach piłki nożnej jest nie tylko kapitanem drużyny, ale także moim dobrym kolegą. Jestem w drużynie od drugiego semestru pierwszej klasy i mimo tego, że Louis jest w trzeciej klasie - docenił mnie jako gracza. Większość  chłopaków z drużyny nie chciała dziewczyny w swoim teamie. On stanął po mojej stronie.
    - Ponieważ nie chcę, żeby stracił reputację.
    Wstałam z krzesła i wyszłam ze stołówki w towarzystwie Grande, która w tym samym momencie, co ja podniosła się z  miejsca.
    Szłyśmy korytarzem, gdzie ludzie na nas nie zwracali uwagi. Należałyśmy z Arianą do tej części społeczności, która niczym szczególnym dla innych się nie wyróżniała. Czasami jakaś osoba do nas zagadała, ale tylko dlatego,  żeby dowiedzieć się, czy mamy zadanie domowe,  których i tak często  nie odrabiałam.
    Ari była  dla mnie jak siostra. Mimo tego, iż różniłyśmy się od siebie prawie we wszystkim - jej nieśmiałość i tajemniczość doskonale uzupełniały się z moją bezpośredniością oraz roztrzepaniem.
    Dotarłyśmy pod salę od angielskiego i weszłyśmy do środka. W klasie siedział tylko George Shelley - tutejszy amator dowcipów i kawałów.  Siedział  w ostatniej ławce pod oknem i grał na swoim telefonie. Kiedy zobaczył, że wchodzimy do klasy, podniósł swój wzrok i uśmiechnął się do nas promiennie.
    - A oto i nasze papużki nierozłączki: Buffy i Ari. - rozłożył dłonie, aby przytulić do siebie moją przyjaciółkę, po czym w jego ramiona powędrowałam ja.
    Odsunęłam się od niego i uderzyłam go w tę  jego irytującą czuprynę.
    - Tylko nie mów do mnie "Buffy", bo pozbędziesz się tych włosów. - warknęłam.
    Nie lubiłam, kiedy mówiono do mnie w ten sposób, ponieważ kojarzyło mi się to z łowczynią wampirów z lat dziewięćdziesiątych. Nie miałam nic do tego serialu, bo muszę przyznać zły nie być, ale ta ksywka została mi nadana bez jakiegokolwiek  uzasadnienia.
    W zeszłym roku stałam się największym pośmiewiskiem pierwszoroczniaków, gdy kilkakrotnie z rzędu pomyliłam męską szatnię z damską, podobnie jak łazienkę. Później doszły do tego jakieś chore zdjęcia z imprezy, gdzie byłam upita w trupa. Ach, oczywiście było też kilka zdjęć, które przedstawiały mnie i kuzyna Ariany: w skrócie stałam nad jego obezwładnionym od alkoholu ciałem z drewnianym kołkiem.
    Cała historia.
    Usłyszałam śmiechy i odwróciłam się w stronę drzwi, gdzie do klasy wchodziła Amber  i jej przyjaciółka  (nieodstępująca  jej na krok). Obie miały niezły ubaw z Nialla.
    Kiedy blondyn usiadł na ławce przed Arianą, Grande wywróciła oczami i zdjęła z jego pleców kartkę z napisem "Kick me". Horan zaczął pisać coś w swoim zeszycie, nawet nie zaszczycając moją przyjaciółkę spojrzeniem.
    Usiadłam na ławce George'a (który, swoją drogą, wrócił do grania w jakąś głupią grę na swoim telefonie) i przyjrzałam się czerwonowłosej.
    - Mówiłam ci - szepnęłam - Zdzira! - tym razem krzyknęłam na całą klasę.
    W tym samym momencie, kiedy wypowiedziałam to jakże zakazane w naszej szkole słowo, do klasy weszła nasza nauczycielka, będąca jednocześnie dyrektorką liceum.
    - Panno Lloyd, proszę ograniczyć tak ekspresyjne wyrażanie swoich uczuć na temat innych ludzi. - upomniała mnie dyrektor Cole.
    Zeszłam z ławki i usiadłam przed Shelley'em, który zaczął się śmiać. Ariana tylko posłała mi to swoje spojrzenie pod tytułem: "Pierwszy dzień szkoły, a ty już dostałaś upomnienie od pani dyrektor. Brawo, Buffy!" - a wszystko to byłoby przesiąknięte sarkazmem.
    Wyjęłam ze swojej torby zeszyt z niebieską okładką i zaczęłam w nim mazać.
    Cheryl Cole, nasza dyrektorka sprawdziła obecność i zaczęła mówić coś o tolerancji wobec innych ludzi i rasizmie. Jednym słowem - nudy.
    Zaczęłam rozglądać się po klasie: Ariana słuchała (albo udawała, że to robi) nauczycielki, Beth (najlepsza przyjaciółka Walsch) malowała sobie paznokcie, Amber żuła gumę i bawiła się jednocześnie swoimi włosami, Zayn, którego poprzednio nie zauważyłam, siedział w drugim kącie sali i bazgrolił  coś w zeszycie, Niall robił to samo.
    Musiałam przyznać, że jego i Liama było mi cholernie szkoda. Oboje  byli jednakowo prześladowani przez Walsch i jej spółkę. I Payne i Horan nie mieli przyjaciół. No, może poza pierwszym, bo odkąd pamiętam, George pomaga mu w chemii, a on jemu w hiszpańskim. Byli znajomymi, ale nie mogłam powiedzieć, iż przyjaciółmi.
    W klasie zapanowało poruszenie. 
    Spojrzałam w drzwi, gdzie  wszyscy skierowali swoje spojrzenia.
    Chłopak w nich stojący miał na nosie okulary przeciwsłoneczne, a na głowie czuprynę zbliżoną  podobieństwem do fryzury George'a. Był ubrany w biały T-shirt i czarne, opinające jego nogi, spodnie  oraz conversy.
    Nauczycielka przeniosła swoje spojrzenie na bruneta.
    - Wejdź  proszę. - uśmiechnęła się do chłopaka. Ten zrobił dwa kroki do przodu i utkwił swój wzrok w klasie - To jest Harry Styles, nowy uczeń naszej szkoły. Będzie uczestniczył w zajęciach waszej klasy.
    Brunet zdjął okulary i założył je sobie na przodzie koszulki. Swój wzrok utkwił w miejsce za mną. Ujrzałam, iż ma zielone oczy, które świeciły w promieniach słońca wpadającego do klasy, ale  jednocześnie było w nich tyle... znudzenia?
    - Zajmij miejsce za panną Grande - powiedziała spokojnie pani Cole  i wskazała  mu ławkę za moją przyjaciółką.
    Usiadł na krześle.
    Od tamtego momentu źródłem zainteresowania Amber Walsch był tylko i wyłącznie nowy uczeń naszej szkoły - Harry Styles, którego nazwisko kilkakrotnie  obiło mi się już o uszy.

*

    Wsadziłam do swojej szafki książkę od fizyki i zamknęłam ją, po czym oparłam się o nią  plecami. Widziałam jak wokół tego całego Stylesa obraca się z tuzin dziewczyn. Płytkie, głupie, egoistyczne idiotki, przeszło mi przez myśl.
    - Uwaga, chciałabym ogłosić komunikat. - przez radiowęzeł rozbrzmiał głos dyrektorki - Z początkiem roku szkolnego, chciałabym was zachęcić do brania udziału w konkursach organizowanych przez naszą szkołę. - przerwała - Do końca tygodnia można zgłaszać swoje kandydatury do wyborów na przewodniczącego samorządu szkolnego.
    Na korytarzu zaczęły się rozmowy, co utrudniło mi dalsze słuchanie pani Cole.
    - Drużyna futbolowa ogłasza nabory do swoich kadr. Chętnych zapraszamy na trening jutro na 13, na szkolnym boisku. Kapitan teamu, Louis Tomlinson potrzebuje czterech nowych graczy.
    Westchnęłam.
    Znowu moje być albo nie być w drużynie zależy od Tomlinsona i jego wizji. Jako jedyny gracz muszę brać udział w tych naborach, ponieważ jak to powiedział ich trener Ian Somerhalder - jestem dziewczyną i moje zdolności fizyczne szybciej ulegają zmianie niż u chłopców, więc będę musiała jutro pokazać się z  jak najlepszej strony.
    - Zapraszamy także na kółko matematyczne, gdzie....
    W tym momencie całkowicie się wyłączyłam.
    Ku mnie szła właśnie Amber z Zaynem, którzy zawzięcie ze sobą rozmawiali. Nie byłam pewna, co tak naprawdę mówili, ale wyglądało na to, że najbardziej rozchwytywany chłopak w liceum w końcu będzie wolny. No, drugi, najbardziej rozchwytywany, bo tym pierwszym był Louis albo już teraz Harry.
    - Nie obchodzi mnie to, Amber. - prawie krzyknął Malik,  a ja odwróciłam się w drugą stronę, żeby nie być na celowniku Walsch - To, w jaki sposób potraktowałaś Nialla było podłe. Każdy może to potwierdzić!
    - Zayn, on nie istnieje w naszym życiu. Jest tylko nędzarzem z podrzędnej rodziny! Nikt nie zwraca na niego uwagi. - broniła  się cheerleaderka.
    Zagotowało się we mnie. Mimo tego, że miałam się nie wtrącać w czyjeś rozmowy, zirytowało mnie to jeszcze bardziej niż zwykle.
    - Niall nie jest nędzarzem. - zrobiłam krok w ich stronę, przez co naraziłam się na spojrzenie Amber; tak, ciskała  we mnie błyskawicami. - To znaczy... to nie jest tak, że nikt na niego nie zwraca uwagi.
    Poczułam na sobie spojrzenie nie tylko tej idiotki, ale także mulata i reszty uczniów z korytarza. Kątem  oka dostrzegłam, że ku mnie idzie Ariana w towarzystwie George'a.
    Będzie afera na całą szkołę.
    - Ach, tak. - zaśmiała się Walsch - Nasza Buffy. Weź się nie wtrącaj, bo to ciebie nie dotyczy, złotko.
    Ta jej... ugh, jak ja jej nienawidziłam!
    - Niech Cher powie, co ma na myśli. - powiedział Zayn, nie spuszczając ze mnie  wzroku - To chyba jedyna osoba, która broni ludzi, których prześladujesz!
    Tym razem spojrzał na swoją dziewczynę.
    Już chciałam coś powiedzieć, jednak ktoś mi w tym przeszkodził.
    Między nami wyrósł Louis, który spojrzał swojemu przyjacielowi w oczy i ścisnął jego ramię. Malik wywrócił swoimi piwnymi tęczówkami i odszedł w stronę wyjścia ze szkoły. Za to Amber poleciała do Stylesa, który obserwował zaistniałą sytuację z końca korytarza.
    Poczułam na swoim łokciu uścisk, jednak nadal twardo stałam w jednym  miejscu, nie spuszczając wzorku z punktu, gdzie właśnie zniknęła Amber.
    - Nie jest tego warta, Cher. - powiedział spokojnie Louis i posłał mi zarys uśmiechu.
    - Chodź - Ariana pociągnęła mnie za rękę i skierowałyśmy się  w stronę wyjścia ze szkoły, tyle, że tego drugiego, bocznego - Co ty odpierdzielasz?
    Puściła moją dłoń i zaczęła lustrować mnie spojrzeniem. Shelley stał obok niej i począł nucić jakąś bliżej mi nieznaną melodię.
    - Broniłam uczniów, którzy cierpią przez tę sukę.. - odparłam dobitnie.
    - Nikt jej już nie zmieni - powiedziała Grande - Mówiłam ci już to z milion razy. Ona ma siłę perswazji i każdy się jej boi!
    Geo jej przytaknął.
    -  Dobra, więc zgłoszę się do wyborów na przewodniczącego  szkoły.
    - Zwariowałaś? - bez namysłu zapytała się mnie przyjaciółka - Ona. Cię.  Zniszczy.
    Stanęłam na chwilę i rozejrzałam się dookoła. Na ławce, kilkanaście metrów przed nami siedział Liam, czytający jakąś książkę.
    - Zrobię to, Ari, a wy mi w tym pomożecie. - stwierdziłam - Amber Walsch nie zapomni dnia, w którym pokonała ją Buffy Lloyd, zaściankowiec społeczny.
    Shelley zaczął klaskać w dłonie, za co dostał wściekłe spojrzenie Ariany.
    - Wchodzę w to. - uśmiechnął się - Ktoś musi dokopać tej wiedźmie.
    - Ari? - spojrzałam na przyjaciółkę wyczekując odpowiedzi.

____________________________________________________________________________

    Dobry.
    Taki jakby prolog, pisany na szybkiego. Mam nadzieję, że się nie zawiodłyście, ale mam jutro zaliczyć jedną kartkówkę z matmy - a to zależy od tego, czy zdam do następnej klasy, więc...
    Pisałam tylko ja, wyjątkowo, gdyż Paula nie ma internetu w domu, ale mam nadzieję, że w przyszłym rozdziale zaszczyci was swoją perspektywą. Już ja postaram się tego  dopilnować.
    Jeśli chcecie być informowane - piszcie w komentarzach.
    To nie będzie typowe opowiadanie o 1D i swetaśnych historyjkach. Postaramy się to rozwinąć w bardzo interesujący sposób. Mhm, mam nadzieję, że "złapiemy" kilka czytelniczek.
    Zależy nam na waszej opinii.
    I przepraszam za lekki poślizg z dodaniem prologu, ale wystąpiły problemy techniczne. xd
    olka, xoxo

    EDIT1: Jeśli czytacie to opowiadanie, kliknijcie "TAK" w ankiecie w prawej kolumnie.
    EDIT2: Poprawiłam błędy, bo trochę ich było. 

3 komentarze:

'smiley' pisze...

Ajć genialne.!! Trochę za długie na prolog ale nie narzekam...podoba mi sie i to bardzo.! Niech Cher dokopie tej,suce..:D xx Informuj mnie o nowych rozdziałach proszę..❤
@Dizo_Polish1D

A. pisze...

Z twoimi opowiadaniami jest tak, że jedno jest jeszcze lepsze od drugiego. Naprawdę nie mam zielonego pojęcia jak ty to robisz. Powtarzam to już chyba setny raz - i dalej będę powtarzała - zazdroszczę ci. Masz ogromny talent. Czekam na next :d /RealAgataP

Lost pisze...

Świetne opowiadanie, wciągnęło mnie od pierwszego zdania. Czekam na następny rozdział ;)

Followers