Tablica ogłoszeń:
15 października odbędzie się
szkolny bal, na który każdy powinien zobowiązać się przyjść. Obowiązują stroje
wieczorowe oraz garnitury.
Pierwszoklasiści niech wykupią w
sekretariacie żółte wstążki i podczas balu przypną je sobie do kreacji.
Drugoklasiści niebieskie wstążeczki
– to samo.
Trzecioklasiści czerwone wstążeczki
– dokładnie jak powyżej.
ALKOHOLU NIE WNOSIMY !
Motywem przewodnim jest współczesne
życie.
Zapraszam,
Przewodnicząca Samorządu Szkolnego
– Amber Walsch
|Louis Tomlinson|
- Zapomnij – odparłem zdecydowanie, nakładając sobie
na tacę czerwone jabłko.
Zrobiłem parę kroków w lewo i moim oczom ukazał się
szeroki wybór deserów. Jednak mimo tak bogatej zastawy dla „tej lepszej części
szkoły”, ja zawsze stawiałem na czekoladowy pudding.
Byłem popularny. I co z tego? Obracałem się w gronie ludzi, którzy nie wiedzieli, co jest
stolicą Wielkiej Brytanii! A to i tak było niczym w porównaniu do ilorazu
inteligencji Amber Walsch. Nie miałem pojęcia, dlaczego Zayn z nią jest. Właśnie,
on jako jedyny ratuje moją godność i reprezentuje sobą mądrego człowieka.
Mądrego, dopóki nie zacznie wiercić ci dziury w
dupie o jakieś imprezie.
- Louis, bądź ze mną szczery. – nalegał mój
przyjaciel.
Niechętnie przeniosłem na niego swój wzrok.
- Zayn, moja mama zostawia mi pod opieką siostry.
Nie mogę ot tak, jakby nigdy nic, zrobić krwawej balangi wiedząc, że
dziewczynki będą na górze.
Chłopak westchnął, jednak zdawałem sobie sprawę z
tego, że nie odpuści mi tak łatwo tej imprezy. Miałby wtedy doskonały powód ku
temu, aby nachlać się i zapomnieć o otaczającym go świecie. A przede wszystkim,
procenty pozwoliłyby mu zapomnieć na chwilę o tej pustej Amber.
Przeszedłem przez prawie całą stołówkę i usiadłem
przy naszym stałym stolik. Na szczęście nie było przy nim nikogo z naszej
„paczki”.
Postawiłem na blacie granatową tacę z kawałkiem
pizzy, jabłkiem, butelką soku brzoskwiniowego i puddingiem. Rozejrzałem się po
Sali w poszukiwaniu jakiegoś konkretnego zajęcia, no bo po co jeść na stołówce,
w porze lunchu, prawda?
Ujrzałem ją. Wchodziła na stołówkę w towarzystwie
swoich przyjaciół. Jej ciemne włosy były związane w idealnego warkocza, a jej
strój składał się z kwiecistych legginsów oraz białej bluzki z podwiniętymi do
łokci rękawami. Nie nosiła szpilek jak dziewczyny w liceum. Miała Conversy.
- Louis? – spojrzałem na Malika, słysząc swoje imię –
Wiem, że nie masz dziewczyny, a bal za dwa tygodnie, więc tak sobie pomyślałem,
że mógłbyś zaprosić którąś z drugiej klasy.. no wiesz, o kim mówię.
- Nie sądziłem, że będziesz dzisiaj gadał o czymś
innym poza imprezą u mnie. – upiłem łyk swojego soku i ponownie spojrzałem w
miejsce, gdzie siedziała pewna dziewczyna.
- Przecież ona cię nie zaprosi. To chłopcy muszą to
zrobić. – odparł brunet, gryząc kawałek swojej pizzy.
- Podziękuj za to swojej ukochanej. – uśmiechnąłem
się do niego sztucznie. Na moją uwagę, Zayn tylko się skrzywił. – A właśnie, o
wilku mowa… - wskazałem na wejście do stołówki.
Nim zdążyłem dokończyć, obok nas pojawiła się Amber.
Oczywiście zawsze towarzyszyła jej Beth, która od jakiegoś czasu się do mnie
przywalała. No, przyznać musiałem, brzydka nie była, ale strasznie denerwująca.
- Słyszeliście newsa dnia? – zagadnęła Walsch
siadając między mną, a Malikiem. Beth zajęła miejsce po przeciwnej stronie,
naprzeciwko swojej przyjaciółki – Znaleziono ciało jakiegoś nastolatka w rzece.
Policjanci twierdzą, a muszę przyznać, że ten, który wypowiadał się w telewizji
był bardzo przystojny… - rozmarzyła się, za co dostała groźne (udawane?)
spojrzenie od Zayna – No, przechodząc do rzeczy.
- Ci policjanci twierdzą, że ten chłopak to nasz
kujonek. – pośpieszyła z odpowiedzą Beth.
- Uh, Beth, ty to potrafisz budować napięcie. –
westchnęła Amber – Ja miałam im to powiedzieć!
Nie słuchałem już paplaniny tych dwóch idiotek.
Byłem zdziwiony tą informacją, jednak nie mogłm uwierzyć w to, iż mógłby to być
Liam Payne. Przecież on tylko przez ostatnie dwa tygodnie nie przychodził do
szkoły. To w końcu nie jest powód, aby od razu media go uśmiercały.
Zaraz, zaraz.
Kiedy rano, moja mama oglądała wiadomości, obiło mi
się o uszy jedno wydarzenie, jednak zignorowałem je, gdyż musiałem jak
najszybciej dostać się do szkoły. Ostatnio dość często zasypiam na wyznaczone
godziny.
Daily Express:
Dzisiaj
rano wyłowiono z rzeki ciało osiemnastolatka. Zakłada się, iż ofiarą morderstwa
stał się Liam Payne, uczeń miejscowego liceum. Jednak te informacje nie są
jeszcze potwierdzone. Prokuratura czeka na wszczęcie śledztwa i postępowania
karnego wobec rodziców nastolatka. Niestety…
Tak, to dokładnie to samo, o czym
mówiła Amber.
- A ty, Lou, z kim idziesz na bal? – z myślenia
wyrwał mnie irytujący głos Beth.
Jak one tak szybko zmieniły temat?
Zamyśliłem się na chwilę, po czym odpowiedziałem:
- Z dziewczyną…
- No chyba nie z chłopakiem – zaśmiała się Amber.
Gdy na nią spojrzałem, od razu zamilkła.
- A miałabyś z tym jakiś problem? – przyglądałem się
jej badawczo.
Była zdziwiona tym, co właśnie usłyszała.
- Chcesz powiedzieć, że jesteś gejem? – zapytała
wystraszona Beth.
Zayn powstrzymywał się od wybuchnięcia śmiechem.
Dziękuję, kolego.
- Chcę powiedzieć, że nie jesteście tolerancyjne. –
wstałem z krzesła – A teraz panie wybaczą, ale poszukam sobie jakiegoś
przystojnego towarzysza na bal.
Odszedłem od ich stolika słysząc śmiech Malika.
Wiedziałem, że on mi nie uwierzył, więc trudno się dziwić, że tak się
zachowywał. On mnie zbyt dobrze znał. Za to, sądząc po braku jakichkolwiek uwag
ze strony Amber i Beth, na pewno to połknęły i za chwilę cała szkołą będzie
myślała, że jestem gejem.
Przeszedłem obok stolika Cher i Ariany, gdzie
dziewczyny zawzięcie o czymś dyskutowały. Ta pierwsza mnie zauważyła i
uśmiechnęła się, co i ja odwzajemniłem. Po jej wyrazie twarzy, który jeszcze
zdążyłem złapać, wyglądała na zaskoczoną. Trudno się dziwić. Przecież nigdy nie
rozmawiałem z nią publicznie. Czasami na treningach… dość często, zastanawiałem
się, dlaczego ona w ogóle jeszcze chce ze mną gadać. Ja bym nie chciał zamienić
choćby jednego słowa z taką osobą, jaką udaję.
To chyba nazywa się przyjaźń, prawda?
Szedłem korytarzem, zmierzając do mojej szafki,
kiedy ujrzałem Nialla. Otworzył swoją szafkę, a z niej wysypało się z tysiąc
kartek. No dobra, nie aż tyle, ale trochę tego było.
Podszedłem do blondyna i pomogłem mu pozbierać
kolorowe, jak się okazało, jego zdjęcia sprzed jakiegoś czasu. Przedstawiały
one nagiego Horana, odzianego tylko w dmuchane kółko w kształcie kaczki, które
zasłaniało jego krocze. Na ramionach miał różowe pływaczki. Płakał na tym
zdjęciu.
Nie mogłem bardziej przyjrzeć się fotografii, gdyż
została mi ona brutalnie wyrwana z ręki.
- Przepraszam cię za to, Niall – szepnąłem, a
chłopak spojrzał na mnie jak na kretyna.
- Przecież to nie ty włożyłeś mi te zdjęcia do
szafki . – wymamrotał blondyn.
- Dlaczego myślisz, że to nie byłem ja? – naprawdę
zainteresowało mnie jego stwierdzenie. Przecież byłem „tym popularnym”. Tym,
który powinien upokarzać słabszych.
Patrzyłem w jego niebieskie tęczówki. Nigdy nie
przyjrzałem się mu dokładnie, co było dla mnie nietypowe. Zazwyczaj
analizowałem każdy najdrobniejszy szczegół moich znajomych. Właśnie, znajomych.
Z nim nie zamieniłam nawet słowa. Poza dzisiejszym dniem.
- Dlaczego z nim rozmawiasz? – obok nas pojawiła się
Amber i zmierzyła blondyna wzrokiem. Następnie wybuchła śmiechem widząc zdjęcia
dokoła Nialla.
- Proszę, proszę – wzięła jedną kartkę w dłoń – nie
wiedziałam, że nasz Horanek tak uczył się pływać.
Niall wyrwał jej fotografię z dłoni i pobiegł do
męskiej łazienki, zostawiając ten cały bałagan na korytarzu. Uczniowie
zaczęli się już schodzić do klas. Wśród
nich ujrzałem nieodłącznego od Josha
Harry’ego. Devine wybuchnął śmiechem, gdy ujrzał zdjęcia Irlandczyka, a
Styles wyglądał na rozdartego: śmiać się, czy nie.
- Gratuluję, Walsch. – rzuciłem w jej stronę
zbierając kartki – Udało ci się zniszczyć życie Liama, to przerzuciłaś się na
Nialla? Co oni ci, do cholery jasnej, zrobili, co?!
Walsch przyglądała mi się ze zdziwieniem. O tak, nie
często w tej szkole ktoś popularny jak ja, broni kogoś, kto jest nikim – jak
Horan. Widowisko świetne!
- Nie zasługujesz na miano przewodniczącej szkoły.
Nie po krzywdach, jakie wszystkim wyrządziłaś. – warknąłem w jej stronę i
wrzuciłem wszystkie zdjęcia, które trzymałem w dłoniach, do śmietnika.
Pobiegłem w stronę męskiej łazienki, jednak zanim
tam wszedłem ujrzałem Katelyn… Tarver. Stała pod klasą, podpierając się o swoje
kule i patrzyła na mnie zza swoich okularów-kujonek. W jej jasnych tęczówkach
ujrzałem dumę i nadzieję.
Popchnąłem drzwi i wszedłem do ubikacji. To, co tam
zobaczyłem przeszło moje oczekiwania. Nawet te najgorsze.
News from High
School:
Wczoraj, w
naszym liceum, po lunchu, znaleziono w męskiej łazience chłopaka, Nialla H.,
który usiłował popełnić samobójstwo. Świadkowie twierdzą, że nikogo nie było w
pomieszczeniu, więc nikt nie był w stanie spróbować zabić chłopaka.
Kapitan szkolnej
drużyny piłkarskiej, Louis Tomlinson, nie chciał nam odpowiedzieć na pytania,
więc na więcej informacji musicie poczekać do pory dzisiejszego lunchu.
Dziękuję za
uwagę, wasza Harriet Cooper.
I tak przez cały dzień.
Od czasu, kiedy znalazłem Nialla w łazience, nikt
nie daje mi spokoju. Non stop jestem zmuszony przysłuchiwać się paplaniny
ludzi, którzy twierdzili , iż moje zachowanie było wielkim heroizmem. Widać nie
znali definicji tego pojęcia. Przecież ja go TYLKO znalazłem.
Od razu zadzwoniłem po ambulans i napisałem do
Zayna, żeby przyszedł. Sprawdziłem puls blondyna, a kiedy udało mi się go
wyczuć, odetchnąłem z ulgą. Rozejrzałem się wtedy dokoła siebie. Wszędzie była
krew, a przy samym ciele Nialla leżał nóż. Chłopak zadał sobie rany cięte w
żyły. Z tego, co się dowiedziałem, to dość głęboko i gdybym na czas nie wezwał
pomocy, Horan byłby już martwy.
- To, co zrobiłeś wczoraj było godne podziwu. –
przede mną stanęła brunetka o piwnych oczach i ciemnej karnacji. Nie znałem jej
i nie miałem zamiaru poznawać.
- Tsa, każdy na moim miejscu zrobiłby to samo. –
odparłem znudzony.
Dziewczyna chciała coś jeszcze powiedzieć, ale
właśnie obok nas przechodziła Ariana i Cher, więc postanowiłem zaryzykować i
uciec od brunetki.
- Sorry, muszę lecieć. – rzuciłem w jej stronę i
pobiegłem do dziewczyn.
Cher zmierzyła mnie wzrokiem.
- Nie pomyliłeś może znajomych? – zdziwiła się
czerwono-włosa.
- Jesteście jedynymi dziewczynami w szkole, które
radzą sobie z podłością Amber. – wpatrywałem się w Lloyd, z nadzieja, że
zrozumie to, co chciałem im powiedzieć – Mam jej serdecznie dość. Doprowadziła
Nialla do samobójstwa…
- Które mu nie wyszło. – wtrąciła się w moją
wypowiedź Cher – na szczęście.
Hm, nie powiedziała, że „dzięki mnie” jak to zwykle
uczniowie mówili. Dziękuję.
- Wiem, że macie swoje sprawy.. niedługo bal i całe
te ceregiele, ale, czy mógłbym was prosić o przysługę?
Spojrzały po sobie. Pierwsza głos zabrała Lloyd.
- Niepotrzebnie grałeś takiego dobrego kolesia,
Tomlinson. Nie bawimy się w zemsty.
Już chciała odejść, kiedy złapałem ją za nadgarstek
i spojrzałem w oczy, mając jednak nadzieję, że uda mi się ją przekonać do
mojego planu.
- Przecież ty jej nienawidzisz. To ty chciałaś ją
pokonać w wyborach samorządowych, to ty stanęłaś w obronie Liama i Nialla,
kiedy Walsch kłóciła się z Zaynem…
- Ale nie jestem osobą, która sprawia ból, Louis.
Nie spuszczałem z niej wzroku. Podobnie jak ona ze
mnie. To musiało być dla niej zdziwienie, e zagadnąłem do niej w czasie zajęć
lekcyjnych, nie poza nimi, np. na treningu.
- Puścisz mnie, czy mam zacząć krzyczeć? – zapytała,
a w jej oczach ujrzałem ból.
Poluzowałem uścisk na jej dłoni i zrobiłem krok do
tyłu. Dziewczyny poszły w swoją stronę, a ja nadal stałem w jednym miejscu i
patrzyłem za ich sylwetkami, które zniknęły za rogiem.
Co się stało z Cher, że potraktowała mnie w taki
sposób? Nigdy nie okazywała wobec mnie aż takiej wrogości. Czy ja stawiałem się
aż takim potworem?
Skierowałem się do klasy od hiszpańskiego. Po drodze
spotkałem trenera Somerhaldera.
- Po szóstej lekcji widzę cię na treningu,
Tomlinson. Przekaż chłopakom i tej małej…
- Tsa, jasne. – wymamrotałem pod nosem i wszedłem do
klasy, gdzie pani Gomez już sprawdzała listę obecności.
|Cher Lloyd|
Wieczór poza domem dobrze by mi zrobił. Wręcz byłby
wskazany, a już procenty to musiałyby być na pierwszym miejscu!
Spojrzałam na wyświetlacz swojego telefonu. Była
godzina osiemnasta trzydzieści. Od dwudziestu minut czekam na telefon od
Ariany. Obiecała, że dowie się, czy możemy wpaść do niej z Shelley’em, na
małego grilla.
Dźwięk dzwonka rozniósł się po moim pokoju.
- I jak? – zapytałam.
- Brat u kumpla, dorosłych brak! – ucieszyła się
moja przyjaciółka – George będzie u mnie za dosłownie… - po drugiej stronie
urządzenia usłyszałam pukanie do drzwi, po czym śmiech Grande - … teraz. Czekamy
na ciebie, Cher.
Uśmiechnęłam się do siebie i poderwałam się z łóżka.
- Będę za dziesięć minut! – powiedziałam i się
rozłączyłam.
Zarzuciłam na siebie czarną bluzę, na nogi trampki,
a do kieszeni schowałam swoje klucze od domu i telefon. Zbiegłam na dół i
odszukałam swoją mamę. Zauważyłam ją przy lodówce, zawzięcie piszącą po jakieś
białej karteczce.
- Mamuś, wychodzę do Ariany. – stanęłam w progu i
czekałam na reakcję rodzicielki – Robi małego grilla.
Kobieta uniosła na mnie swój wzrok zmarszczyła brwi.
- O której będziesz? – jej ton głosu był chłodny, co
było do niej nie podobne.
- Ehm, - zamyśliłam się – wydaje mi się, że zostanę
u niej na noc?
Bardziej zapytałam, niż stwierdziłam.
- Jurto punkt jedenasta widzę cię w tym oto miejscu.
– odparła i wróciła do pisania – Jakby mnie nie było, to Lucy ma pełne prawo
dać ci karę za spóźnienie.
- Oczywiście – szepnęłam szybko – Dziękuje. Dobranoc.
Wręcz wybiegłam z domu i skierowałam się do domostwa
przyjaciółki. Ariana mieszkała kawałek ode mnie, lecz nie na tyle duży, abym
musiała wzywać taksówkę.
Po siedmiu minutach byłam na miejscu i moim oczom
ukazał się dym dochodzący z grilla, stojącego z przodu domu. Shelley stał przy
urządzeniu i podkładał węgiel, a Ari siedziała okryta kocem na ławce-huśtawce. Gdy
mnie ujrzała, uśmiechnęła się wesoło i poklepała miejsce obok siebie. Usiadałam
przy przyjaciółce i zaczęłyśmy obgadywać George’a, który siłował się z grillem.
Otóż, chłopak nie miał zielonego pojęcia, w jaki sposób dokłada się do tego
jakże trudnego w obsłudze urządzenia.
- Musisz podmuchać, żeby się rozżarzyło –
poinstruowałam go, jednak po brunecie moje słowa spływały niczym woda po kaczce
– Cholera, Shelley, pokaż mi to!
Wstałam z ławki-huśtawki i stanęłam przy grillu, odpychając
delikatnie chłopaka. Dmuchnęłam w węgielki. Powtórzyłam tę czynność kilka razy,
aż do momentu, kiedy całkowicie nie zajęły się ogniem.
- Przez ciebie będę cuchnęła dymem – jęknęłam,
siadając na powrót obok Ariany.
George postawił na ruszcie kiełbaski i wziął puszki z
piwem w dłonie, podając po jednej nam.
Shelley usiadł po jej drugiej stronie i cała nasza
trójka zaczęła wpatrywać się w gwiazdy.
- Dlaczego tak dziwnie się zachowałaś, kiedy Louis
zaproponował ci zniszczenie Amber? – zagadnęła Ariana, zagłuszając w ten sposób
ciszę.
Westchnęłam cicho.
- Co? Tomlinson chciał, żebyś z nim współpracowała? Co?
– Geo nie był w stanie wydusić z siebie niczego więcej poza głupimi pytaniami.
Skinęłam mu głową.
- Chciał, żebyśmy obie pomogły mu ukazać szkole jaka
jest naprawdę Walsch.
- A ty się nie zgodziłaś, bo? – drążył temat
Shelley, a ja milczałam. – Boże, Lloyd. Nie poznaję cię. Zawsze jej
nienawidziłaś i dążyłaś do jej końca, a teraz co? Wątpię w to, żebyś się jej
bała, bo jako jedyne sprzeciwiacie się tej suce.
- Mówisz tak samo, jak Louis – zauważyłam –, a w
ogóle to nie powinna być twoja sprawa. Jedyne, co mnie teraz interesuje to, to
dlaczego Payne’owi opuścili swój dom.
- Cholera, słyszałam, że policjanci znaleźli ciało
Liama. Boże, to okropne. – odparła smutno Ariana – Przecież niedawno był w
szkole i…
- I Amber doprowadzała go do łez? – dokończyłam za
nią.
Byłam już nieco zdenerwowana, więc nawet nie wiedziałam,
kiedy opróżniłam całą swoją puszczę piwa.
- Uważasz, że mogłaby zabić Liama? Proszę cię. –
zaśmiał się Shelley – Przecież ona nawet na biologii boi się spojrzeć na słoik
z oczami krowy, czy serce świni!
- Rany boskie, George, o czym ty gadasz? –
spojrzałam na niego zdziwiona.
- Mówię, że Walsch nie zabiłaby Payne’a.
Pokiwałam przecząco głową.
- Ale Nialla do samobójstwa doprowadziła. –
zauważyłam, a brunet zamilkł.
- Prawie – podkreślił chłopak.
- Wydaje mi się, że powinniśmy pójść do domu Payne’ów
i sprawdzić, czy czegoś tam nie znajdziemy, co ułatwiłoby dotarcie do Liama.. –
szepnęła Ariana.
Pogubiłam się w jej słowach.
- Przed chwilą sama mówiłaś, że Liam nie żyje, a
teraz chcesz szukać, Bóg wie czego w jego pustym domu? – zdziwił się George,
odkładając puszkę po piwie na trawę.
- Ari ma rację. Musimy to sprawdzić, inaczej nie
dowiemy się, co się stało. – zgodziłam się z przyjaciółką – Trzeba się umówić,
co do dokładnej godziny i.…
- Ja pierdolę, wy jesteście szurnięte! – zaśmiał się
nasz towarzysz, za co dostał po głowie od mojej przyjaciółki – Chcecie szukać
czegoś, czego nie ma, nie istnieje. Właśnie, czego tak właściwie oczekujecie? Znalezienia
listu pożegnalnego Payne’a?
Jego słowa były przesiąknięte sarkazmem.
- Choćby nawet, to ja nie widzę w tym nic złego. –
odparła dumnie Grande – O, Katelyn, hej!
Pomachała do blondynki, która kroczyła ku nam. Shelley
spoważniał i ustąpił miejsca naszej koleżance. Tarver usiadła na jego miejscu i
podziękowała uśmiechem. Geo przyniósł jej piwo i rozsiadł się na trawie, przed
nami, kątem oka zerkając na grilla, czy aby nasze kiełbaski się nie zwęgliły.
- O czym tak sobie gawędzicie, co? – zapytała
blondyna.
Nim Shelley zdążył coś odpowiedzieć, wyręczyła go
Ari:
- Nie wierzymy w to, że Liam umarł. – jej słowa
brzmiały bardzo poważnie – Razem z Cher, chcemy sprawdzić jego dom.
Blondynka zlustrowała nas swoimi jasnymi oczami,
zatrzymując wzrok na brunecie.
- Ja nie mam z tym nic wspólnego – wybronił się
chłopak.
- Georgie przesadzasz, przecież i tak nikt tam nie
mieszka! – rzuciłam w jego stronę.
- Policja przeszukiwała ten dom. Nie ma szans na to,
żebyście coś znalazły. – odparł chłopak.
Ariana z Katelyn wymieniły dziwne spojrzenia, po
czym czerwono-włosa przeniosła swoje czekoladowe tęczówki na Shelley’a.
- Czyżby nasz mały Geo się bał? Och, patrzcie się!
Słynny George Shelley, brat Harry’ego Stylesa boi się zakraść do opuszczonego
domu! – zachichotałam na słowa przyjaciółki.
Chłopak wywrócił oczami i wstał z trawy. Podszedł do
grilla i zaczął coś nucić pod nosem.
- Uderzyłaś w jego słaby punkt – usłyszałam głos zza
krzaków, po czym naszym oczom ukazał się brunet z lokami na głowie z papierosem
w lewej dłoni – George nienawidzi jak ktoś, a zwłaszcza dziewczyna, wytyka mu
strach.
Zaciągnął się dymem
i wypuścił go w przeciwną stronę do nas.
Założyłam dłonie na piersi i lustrowałam chłopaka
wzrokiem.
- Za to ja nienawidzę ciebie, Styles – fuknęłam pod
nosem, jednak chłopak musiał to usłyszeć, gdyż przyjrzał mi się uważniej.
Geo, gdy ujrzał swojego brata, skrzywił się
nieznacznie i usiadł naprzeciwko nas, jak poprzednio. Po prostu zignorował
Stylesa.
- Ty i ta twoja szczerość, Cherry – uśmiechnął się
zadziornie zielonooki i wyrzucił pet w krzaki.
- Cher – poprawiłam go, po czym spojrzałam na
przyjaciółkę. Wpatrywała się w Harry’ego z dziwnym wyrazem twarzy. Nietypowym dla
niej. Szturchnęłam ją. Nic, zero reakcji.
- Może
chciałbyś dołączyć? – zapytała go Grande, a ja zrobiłam wielkie oczy.
Styles zrobił kilka kroków ku nam.
- Nie da się odmówić tak pięknej dziewczynie,
Ariano. – uśmiechnął się do niej.
- Ugh, jeśli on ma tutaj być, to ja spadam. –
westchnął George i podniósł się z ziemi.
Dajesz Cher, to twoje koło ratunkowe. Nim Shelley odszedł,
wstałam z ławki-huśtawki i zaczęłam iść ku niemu.
- Geo, czekaj! – zawołałam, a ten się odwrócił.
Ostatni raz spojrzałam na Katelyn i Arianę – Do zobaczenia w szkole.
Powiedziałam i dogoniłam przyjaciela.
______________________________________________________________________
Wyszedł trochę ZA długi, ale nie miałam serca
niczego kasować.
olka, xoxo
8 komentarzy:
Dlaczego Liam.?? Szkoda mi go. Naprawdę. Nie przepadam za motywami śmierci któregokolwiek z 1D w fafiction. Serio. Ale mogę zrobić jeden wyjątek. Nie będę uwielbiała jego wątku, ale nie będę go ignorowała, czy coś. Po prostu nie wyobrażam sobie jakby to miało być, gdyby któregokolwiek z nich zabrakło. Rozumiesz, nie.?
Opo ogólnie jest zajebiste. Podoba mi się pomysł. Cher jako główna bohaterka, 1D też odgrywają to swoją rolę, Ari, Geo, itp ... Wszystko idealnie ze sobą połączone. Ale wiesz, co jest najlepsze w tym wszystkim.? To, że tu nikt nie jest sławny. Nie należy do żadnego zespołu, ani nic. Jest normalnie. Muszę przyznać, że znudziły mnie już opo właśnie z takimi motywami(sława, itp). To wasze jest inne. Bardziej prawdziwe, realistyczne. Po prostu cudowne.
A co do rozdziału, to widzę, że to story powoli zaczyna przeradzać się w taki lekki kryminalik. I to lubię :)
Czekam na next :) /RealAgataP
rozdział super tylko jedno pytanie : zayn tez należy do tych "popularno-złych" czy jest raczej normalny ?
super super megga czekam na nexta
na razie jest o nim ogólnie bardzo mało, ale to się okaże później. ;)
~ olka
jest świetny xx to sie zaczyna cos detektywistycznego ? moze jak w 'słodkich kłamstewkach' ? ;) a luba Louisa to mam nadzieje ta o której mysle ;)
czekam na kolejny xx
K.CL
Świetny rozdział. Szkoda tylko, że Liam w waszym opowiadaniu zginął, ale dzięki temu jest o wiele ciekawiej. Niecierpliwie czekam już na następny rozdział :)
Cudooooo <3
Gdybyś mogla mnie informowac: @NikaDirectioner
Opowiadanie jest naprawdę dobre :D Przeczytałam sobie wszystkie rozdziały , w sumie to aż tak dużo ich nie było, bo jak na razie 4. Ale tak się wciągnęłam ,że masaaakra! Oj dzieje się tutaj dzieje ... dodatkowo biedny Liam, okropnie jest mi go szkoda...( może dlatego , że w moim opowiadaniu on jest głównym bohaterem? haha nie wiem, ale aż mi się płakać chce) Oby tak dalej, bo opowiadanie naprawdę przypadło mi do gustu! Pozdrawiam gorąco i życzę ci daaaalszej weny ;* ( http://selectrightdirection.blogspot.com/)
Prześlij komentarz