Tak trochę z innej beczki
ten rozdział. : )
___________________________________________________________
|Liam
Payne|
Stanąłem przed drzwiami od
gabinetu mojego ojca i zawahałem się na chwilę. Nie byłem pewien, czy robię
dobrze, ale coś szeptało do mojej podświadomości, abym podjął tę próbę i
pokazał ludziom, że jestem silny.
Zapukałem.
Usłyszałem głos swojego ojca,
który pozwolił mi wejść do środka. Tak też zrobiłem.
Zamknąłem za sobą drzwi i zrobiłem dwa kroki do przodu, ku biurkowi, za którym siedział Geoff Payne - mój ojciec - a zarazem profesor na IV Uniwersytecie Bradfordzkim.
Zamknąłem za sobą drzwi i zrobiłem dwa kroki do przodu, ku biurkowi, za którym siedział Geoff Payne - mój ojciec - a zarazem profesor na IV Uniwersytecie Bradfordzkim.
Jego wzrok, znad książki,
przeniósł się na mnie, co było peszące. Jeszcze nigdy nie przyszedłem do jego
gabinetu. Jego oazy spokoju, jego sakrum i jednocześnie miejsca odpoczynku.
- Po co przyszedłeś, Liam? -
zwrócił się do mnie, jednak wrócił do wertowania książki.
Milczałem.
Zauważył moje wahanie, więc
zdjął ze swojego nosa okulary i zmroził mnie spojrzeniem.
- Nie mam czasu na jakieś
gierki, smarkaczu. - warknął - Wypad. Do nauki.
Nadal stałem i badawczo go
obserwowałem. Podniósł swój głos i ponownie kazał mi wyjść z jego gabinetu.
Nie ruszyłem się z miejsca.
- Jesteś tak samo głupi jak
twoje siostry i matka. - stwierdził to już niejednokrotnie, jednak dzisiejsze
wyznanie sprawiło, że aż się we mnie zagotowało.
Mnie mógłby nawet zabić, ale
nie miał prawa obrażać mojej mamy, ani Ruth czy Nicoli. Obie zostawiły nas i
wyjechały z Bradford, a powodem był właśnie ojciec. Zawsze wyzywał, krzyczał na
nie, a nawet i bił.
Ruth zareagowała jako
pierwsza. Rok temu spakowała swoje rzeczy i zniknęła. Dzwoni raz na jakiś czas,
ale nie przyjeżdża. Za bardzo się go boi.
Z Nicolą było inaczej. To ja
namówiłem ją, żeby w końcu uciekła. Nie chciałem patrzeć na jej cierpienie, a
dzięki temu, że zdobyła stypendium na studia w Dublinie - miała świetną okazję.
Jednak dla Geoff'a, to wyróżnienie nie spełniało jego wymagań. Chciał, aby jego
córka uczyła się na najlepszym uniwersytecie na świecie, więc zabronił jej tam
wyjeżdżać.
Moja siostra zrezygnowała z
niego tak łatwo jak tylko mogła to ukazać ojcu. Jednak ja wiedziałem, jak
bardzo jej na tym zależy, więc pomogłem jej wydostać się z tego okropnego
miejsca.
Matka, Karen, była uziemiona.
Nie potrafiła nam w żaden sposób pomóc, ponieważ bała się Geoff'a równie mocno,
co moje siostry i ja. Tylko, że teraz miarka się przebrała i nie pozwolę więcej
na to, żeby jakiś stary frajer ranił moją rodzinę. Dlatego tutaj jestem.
Szkoda, że to ty masz opinię kujonowatego frajera w szkole, Payne,
przeszło mi przez myśl. Taka była prawda, ale tylko na zawołanie mojego ojca.
To on wywoływał na mnie presję, abym cały czas się uczył, nawet w weekendy, czy
dni wolne od szkoły. Chciał, żebym był najmądrzejszy. Nie liczył się ze
zdaniem, że może ja tego nie chciałem. Ale robiłem. Uczyłem się, aby nie dostać
w mordę. Uczyłem się, by w malutkim stopniu uchronić matkę przed ciężką ręką
mojego ojca. Robiłem to dla niej.
- Wyjeżdżam. - powiedziałem
spokojnie.
Wiedziałem, co teraz nastąpi:
Śmiech.
Wybuch.
Krzyk.
Śmiech.
Groźba.
Moja porażka.
Tak jak myślałem, w dokładnie
takiej samej kolejności, Geoff'a twarz zmieniała swój wyraz. Akurat, kiedy
chciałem coś dodać, wszystko, co było na biurku znalazło się na podłodzie.
Doszedł do szału, po moim jednym słowie.
Podszedł do mnie na tyle
blisko, aby móc, prawie, wsadzić mi palec do oka. Twarz miał czerwoną od
gniewu, a oczy zaszły mu dziwną błoną, jakby był ślepy jednocześnie ciskając
swoim spojrzeniem błyskawicami.
Stałem niewzruszony.
- Nie pozwalaj sobie za dużo,
gnojku. Już ja wiem, co chcesz przez to osiągnąć, ale to ci się nie uda. Oj,
nie. Nie ze mną te numery - warknął mi w twarz, przez co poczułem jak jego
ślina moczy mi policzki.
- Wyjeżdżam. - ponownie
powiedziałem pewnym głosem - I nic na to nie poradzisz. Jestem pełnoletni i
mogę o sobie decy...
- Pełnoletni nie oznacza
dorosły! - wrzasnął, przerywając mi wypowiedź - Jazda do nauki, a nie będziesz
mi tutaj wyskakiwać z jakimiś nastoletnimi bzdurami! Sio!
Odwrócił się i podszedł do
swojego biurka. Jednak ja nadal stałem i patrzyłem na niego swoimi oczami.
Kiedy się odwrócił,
spiorunował mnie wzrokiem i ponownie zbliżył się do mnie, przy tym ściągając
pasek od spodni.
Nadal stałem. Ani drgnąłem.
- Nie rozumiesz, co się do
ciebie mówi, zasrańcu? - pasek już był przygotowany do dalszych czynów - Może
TO zrozumiesz!
Nie minęło pięć sekund, a
zostałem obdarowany tuzinem, nieopanowanych, mocnych uderzeń ze strony swojego
ojca. Bił mnie po plecach, nogach, brzuchu, nawet oberwałem w głowę... Jednak
starałem się nie ukazywać tego, że coś mnie boli.
Ostatnie, najmocniejsze i
najbardziej bolesne uderzenie sprawiło, że upadłem na podłogę. Do oczu
napłynęły mi łzy, a Geoff stał nade mną z paskiem w jednej dłoni, a jakimś
ostrym przyrządem w drugiej. Poczułem, że to będzie ostatni, o wszystkim
znaczący, cios, jaki wymierzy mężczyzna.
Zamachnął się, a ja zamknąłem oczy
i...
|Cher
Lloyd|
Biegłam już piąte kółko z
rzędu (które liczyło około 1,5km) i musiałam przyznać, że ledwo, co mogłam już
oddychać. Chłopcy byli kilka metrów przede mną, a ja widziałam w ich gestach
satysfakcję z tego, że wymiękłam.
Spojrzałam przed siebie i
zwolniłam. Do końca zostało mi jeszcze około 1km. Obliczyłam swoje szanse na
to, czy uda mi się ukończyć wyścig, jednak szanse na to równały się z zerem.
Jak nie zemdleję za minutę, to będzie chyba cud!
- Cher, wszystko okej? - ku
mojemu zdziwieniu, obok mnie pojawił się Louis.
Widocznie musiał zauważyć moje
zmęczenie i sprawdzić, o co chodzi.
Skinęłam mu głową, jednak
zamiast odpowiedzi twierdzącej, zakołysałam się lekko i wpadłam na chłopaka,
który przytrzymał mnie, nadal biegnąc.
- Powinnaś już sobie odpuścić
ten odcinek. - powiedział z troską w głosie.
Zerknęłam na niego. Jego włosy
opadały bezwładnie na spocone czoło, a biała koszulka była mokra, spodnie,
czarne, były na tyle maskujące pot, iż, gdyby nie to, że wiedziałam, ile
potrzeba wysiłku do takiego biegu, to powiedziałabym, że Tomlinson w ogóle się
nim nie zmęczył.
- Poradzę sobie. Dzięki za
troskę. - szepnęłam.
Słyszałam jak mój głos się
załamuje. To także przykuło uwagę kapitana drużyny.
Szatyn stanął w miejscu i
jednym ruchem zatrzymał mnie.
- Cher, proszę. - spojrzałam
mu w oczy - Zejdź na ławkę i odpocznij chwilę. Nie chcę, żebyś zasłabła.
Wywróciłam oczami, ciężko
dysząc.
- Nie chce tego kapitan, czy
Louis? - to pytanie męczyło mnie od jakiegoś czasu.
Chłopak nieustannie mi się
przyglądał.
- Co tutaj się dzieje? - obok
nas pojawił się Ian Somerhalder, nasz trener - Tomlinson, Lloyd dokończcie
odcinek.
Louis wpatrywał się we mnie.
Mogłabym przysiąc, iż walczyliśmy na spojrzenia.
- Ona już skończyła. -
powiedział szatyn i pobiegł w stronę mety.
Trener zmierzył mnie wzrokiem,
po czym przeniósł wzrok na dobiegającego już do końca Louisa.
Oparłam swoje dłonie na kolanach
i pochyliłam się do przodu, aby łatwiej mi się oddychało. Nie chciałam kłócić
się z Tomlinsonem. Wystarczyło mi to, że miałam kłopoty w domu.
- Nie wiem, co ten małolat w
tobie widzi, ale powinnaś wiedzieć, że gdyby nie jego poparcie, już dawno
wyleciałabyś z drużyny. - wymamrotał Somerhalder i ruszył w stronę chłopaków.
Te słowa obijały mi się w
głowie, kiedy dołączałam do reszty teamu. Czyli wychodziło na to, że wczoraj,
podczas naboru do kadr drużyny piłkarskiej, gdyby nie Tomlinson, nie miałabym
czego tutaj szukać? Dlaczego trener postanowił mnie z powrotem przyjąć, skoro
wątpił w moje umiejętności?
Doszłam do wniosku, że będę
musiała się kiedyś zapytać Louisa, dlaczego wstawił się za mną.
Kiedy dotarłam do reszty
drużyny, usiadłam na murawie po turecku i poczęłam się wpatrywać w chłopców.
Znałam tutaj tylko Louisa, ale tak naprawdę go znałam, bo reszty pamiętałam
tylko imiona.
- Za dwa tygodnie mecz z
Liceum Thirlwall. Do tego czasu musicie być w pełnej kondycji - tutaj spojrzał
na mnie - i pokazać, że my jesteśmy od nich lepsi.
Rozejrzałam się dookoła
siebie. Toby, bramkarz, stał z Maxem i wsłuchiwali się w słowa trenera. Za to
Louis i Zayn, nasz napastnik i pomocnik, nie byli zbytnio zainteresowani
monologiem Somerhaldera. Rozglądali się wokół siebie pogrążeni w myślach.
Reszta chłopaków była w podobnym nastawieniu, co nasz kapitan i jego kumpel.
Nikogo nie obchodziły słowa trenera, bo zawsze przegrywaliśmy z tym liceum. Od
pięciu lat, nie zdobyliśmy nad nimi przewagi nawet jednym golem.
Ujrzałam, że ku nam idzie
Styles. Ach, zapomniałam. Dostał się wczoraj do kadry. Ja zostałam, on się
dostał i taki jeden Josh Devine, który swoją drogą, zaczął kumplować się z
Harrym i przy okazji nieźle działać mi na nerwy.
- Witam trenerze i przepraszam
trenerze. - uśmiechnął się do niego Styles i stanął przed nim - Pogubiłem się.
Macie dużą szkołę.
- Więcej się nie spóźniaj, a teraz
trzy okrążenia!
Somerhalder wrócił do swojej
przemowy.
- Jedyną nadzieją, w tym meczu
jest Tomlinson i Malik. - spojrzał na nich - Jednak przekonamy się o tym
dopiero za dwa tygodnie. Dotychczasowe umiejętności nie wystarczą nam do
pokonania Thirlwall. Oni mają na swoim koncie więcej zwycięstw niż udałoby wam
się zliczyć!
- My mamy małą Lloyd, więc
powinniśmy wygrać. Nie ma co! - po słowach Josha, wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Prawie wszyscy. Trener zmroził go wzrokiem, podobnie jak Zayn i Louis - No co?
Wszyscy dobrze wiemy, że dziewczyna nie potrafi grać, a jest tutaj tylko
dlatego, że k-o-m-u-ś, nie powiem komu, wpadła w oko.
Ponownie chłopcy się zaśmiali.
Poczułam się głupio.
- Jestem tutaj i cię słyszę,
Devine! - odparłam, czując jak ogarnia mnie fala gorąca i przykrości
jednocześnie. Chociaż ta pierwsza była w znacznej przewadze, bo, co do
poniżania mnie byłam już przyzwyczajona.
Chłopak prychnął.
- Piłka nożna nie jest dla
dziewczyn...
- Tak samo jak dla frajerów,
Josh. - powiedział spokojnie Malik.
W odpowiedzi wszyscy się
zaśmiali. Dziękowałam mu w duchu, że cokolwiek powiedział, inaczej zżarliby
mnie na lunch.
- No, już koniec dzieciaki. -
głos zabrał trener. W tym samym momencie Harry do nas dołączył - Składy takie
same jak zawsze i gramy! Harry, będziesz w drużynie Zayna. Josh, do przeciwnej.
Koszulki kontra ci bez nich.
Musiałam być w tej pierwszej drużynie, bo nie wyobrażałam sobie biegania w
samym staniku po boisku. To byłoby zbyt rujnujące i nieetyczne.
Zawiązałam sobie krańce białej
koszulki na brzuchu i pobiegłam na swoje miejsce - pomocnika. Harry zajął
miejsce z drugiej strony boiska, a Lou, jako napastnik pośrodku.
Zaczęliśmy grę.
*
Wyszłam z łazienki, owinięta w
biały ręcznik i usiadłam na ławeczce w damskiej szatni. Szybko się przebrałam w
czarne, dresowe spodnie i szarą bokserkę. Włosy spięłam w koka, a na nogi
założyłam buty Nike. Chwyciłam swoją torbę i wyszłam z pomieszczenia.
Za drzwiami wpadłam na Zayna,
który rozmawiał przez telefon. Szepnęłam ciche "cześć" i nie czekając
na odpowiedź, wyszłam z hali, przed którą czekała na mnie Ariana.
Przywitałam się z nią i
ruszyłyśmy w stronę wyjścia z terenu szkoły.
- Jak trening? - zagadnęła
mnie przyjaciółka.
Westchnęłam cicho.
- Cóż byłby to za dzień, gdyby
mnie nie poniżono? - spojrzałam na Grande.
- Dlaczego aż tak ci zależy na
tej drużynie? Przecież nie interesowałaś się wcześniej futbolem.
Uśmiechnęłam się do
przyjaciółki, poprawiając kosmyk włosów, który gdzieś mi się zawieruszył.
- Na boisku czuję, że chce mi
się żyć i wszyscy na mnie patrzą. Nie to, co w szkole, czy domu. - odparłam.
Przechodziłyśmy właśnie obok
ławki przy bocznym wyjściu z terenu szkoły. Coś przykuło moją uwagę, a raczej
kogoś brak.
- Ej, czy o tej porze nie
powinien tutaj siedzieć Liam? - spojrzałam pytająco na Arianę, która przeniosła
swój wzrok na ławkę, po czym na mnie.
- Może zachorował, czy coś. -
wzruszyła ramionami.
- Ari, Liam Payne od
podstawówki nie chorował. - nałożyłam nacisk na każde słowo, aby podkreślić ich
znaczenie.
- Zawsze musi być ten pierwszy
raz. - powiedziała dziewczyna - A ten nowy, Harry...On też gra, no nie?
Tak szybko jak było to
możliwe, zapomniałam o Liamie i opowiedziałam Grande o tym, w jaki sposób
Styles zasłynął na powitanie na naszym treningu.
*
Usiadłam do swojego biurka i otworzyłam
zeszyt od historii. Wlepiłam swój wzrok w daty w nim napisane i przypisane ku
nim wydarzenia. Wszystko zaczęło mi się rozmazywać po niecałych dziesięciu
minutach.
Przeniosłam swój wzrok na
zegarek, znajdujący się przede mną. Dochodziła północ. Jutro miał być już
piątek, a potem pierwszy weekend w tym roku szkolnym. No i oczywiście
sprawdzian z historii, który profesor Carter zapowiedział kilka dni przed
wakacjami. Nie wiedziałam, który z moich znajomych będzie się uczył w wakacje,
ale rzeczą oczywistą było to, iż ja tego nie robiłam.
Jutro najbardziej znaczący
sprawdzian w pierwszym semestrze, a ja robię wszystko, aby tylko się nie uczyć.
Bo po co komu zapamiętać te wszystkie bitwy, wodzów, najeźdźców... nie
potrzebne jest to mi do niczego.
Przemyślenia przerwał mi
dźwięk mojego telefonu.
Szybko odebrałam, nie patrząc nawet na wyświetlacz.
Szybko odebrałam, nie patrząc nawet na wyświetlacz.
- Cher, jest sprawa. -
poinformował mnie od razu właściciel męskiego głosu.
Zdezorientowana odsunęłam
komórkę od ucha i spojrzałam na podświetlony ekran mojego iPhone'a. Widniało na
nim zdjęcie George'a z frytkami jako zębami i kubkiem po coli na głowie.
Ponownie przysunęłam
urządzenie do ucha.
- Shelley? - zapytałam ze
zdziwieniem - Nie spodziewałam się telefonu od ciebie. Nie w o tej porze.
Myślałam, że twój braciszek zorganizował jakąś dziką balangę i...
- Och, daruj sobie, Lloyd. -
przerwał mi chłopak - Harry nie jest taki jak ci się wydaje.. a z resztą, nie
dzwonię po to, żeby gadać o tym palancie.
Uśmiechnęłam się do siebie.
- Więc nie tylko ja w ten
sposób myślę o twoim bracie? - zaśmiałam się - Wal, co się dzieje, że byłeś
zmuszony wykręcić numer właśnie do mnie, huh?
- Mieszkasz obok Payne'a, nie?
- potwierdziłam jego słowa - Byłem z nim dzisiaj umówiony na korki, ale nie
przyszedł...
- I co mam z tą informacją
zrobić? - przerwałam mu.
Jednak zmartwiłam się nawet
tym. Liam nigdy nie odpuściłby dnia szkoły, a co dopiero korepetycji z Geo.
- Mogłabyś przejść się do
niego i sprawdzić, czy jest w domu?
Wstałam z krzesła i podeszłam
do swojego okna. Stanęłam przy nim i odgarnęłam firankę, by przez nie wyjrzeć.
Na ulicy stał tylko samochód mojej mamy, obok śmietnik, auto sąsiadów. Na
przeciwko także stało czarne audi należące do ojca Liama. Na dole, w domu
Payne'ów świeciło się światło, ale tylko w tym pomieszczeniu, co było dziwne,
bo syn małżeństwa zawsze miał zapalone światło w swoim pokoju o tej porze.
- George, to dziwne, nawet jak
na ciebie. - stwierdziłam, przyglądając się poruszającej się postaci w środku,
po drugiej stronie ulicy.
Chłopak po drugiej stronie
telefonu milczał.
W tym samym momencie, kiedy
chciałam coś powiedzieć, drzwi od ich domu się otworzyły, a w nich stanął
ojciec szkolnego kujona. Ciągnął za sobą potężne walizki, a za nim truchtała
jego żona. Nie mogłam dojrzeć ich twarzy, ponieważ jedynym oświetleniem była
lampa, stojąca przy śmietniku, która światła dużego na obie postacie nie
rzucała.
- Geo, co się dzieje? -
zagadnęłam. Nie spuszczałam wzroku z sąsiadów.
- Moja mama pracuje w dziale
marketingu u Stewartów razem z Karen Payne, pamiętasz? Mówiłem wam kiedyś o
tym. - jego głos wydawał się być dziwnie przygaszony, inny. - Dowiedziała się,
że Payne zrezygnowała z pracy. Odeszła, ot tak, dzisiaj, bez żadnego
wyjaśnienia.
- Nie rozumiem. Co to ma
wspólnego z Liamem?
Ojciec chłopaka zapakował
bagaże do czarnego audi i zasiadł za kierownicą. Kobieta stała jeszcze chwilę
przed domem i wpatrywała się w jeden punkt. Po chwili i ona weszła do pojazdu.
- George, Payne'owie właśnie
się spakowali i pojechali. - szepnęłam.
- Jesteś tego pewna?
- Przecież na własne oczy
widziałam! - podniosłam głos.
- W takim razie to wyjaśnia,
dlaczego Liam nie pojawił się w szkole i na korkach... - odparł niepewnie mój
rozmówca.
Pokręciłam przecząco głową,
mimo tego, iż wiedziałam, że nie będzie on w stanie tego zobaczyć. To wszystko
wydawało mi się być dziwne.
- Liam nie... - zaczęłam, po
czym odetchnęłam, aby kontynuować - Liama nie widziałam, George.
- Dobra - szepnął - Nie
wysuwajmy pochopnych wniosków. Przecież zaczął się sezon na przeziębienia. Może
Payne'a coś złapało, a rodzice go umieścili w jakimś odizolowanym od wszystkich
szpitalu i sami tam jadą. Wszyscy by gadali, gdyby się dowiedzieli o tym, że
syn profesorka jest chory, a przypuśćmy, że zaraźliwie... to dopiero byłaby
afera! - zrobił pauzę na chwilę - Sama wiesz, że to jedna z wielu rodzin,
której zależy na opinii innych. Najprawdopodobniej nasz kujon jest teraz z
200km za miastem i świetnie się bawi w niebieskiej piżamce w kaczuszki i w zielonej
sali szpitalnej, z twarzą ubazgraną białą maścią.
Nie podobał mi się sposób,
jakim wyrażał się Shelley o Liamie. W końcu, przypuszczalnie, mógłby wyjechać i
PRZYPUSZCZALNIE nie powiedzieć o tym nikomu, bo przecież Liam Payne nie ma
przyjaciół.
- Cher, jesteś tam? -
usłyszałam pytanie z głośnika od mojego telefonu.
- Tak, tak. - odpowiedziałam
szybko - Masz rację. Pewnie jest ciężko chory i leży w izolatce. - odparłam na
odczepnego, pogrążona w swoich myślach - Ehm, przepraszam, George, ale jestem
zmęczona. Dobranoc.
- Sorry, że tak późno
zawracałem ci głowę. - westchnął - Była prosta odpowiedź na nagłe zniknięcie
Payne'a, a ja niepotrzebnie do ciebie dzwoniłem. Cześć, Cher.
Po tych słowach usłyszałam
tylko charakterystyczne pikanie świadczące o zakończeniu połączenia.
Odeszłam od okna i położyłam
się na łóżku, pod kołdrą. Napisałam esemesa do Ariany, że przyjdę jutro dopiero
na drugą lekcję, bo muszę coś załatwić.
Druga lekcja to będzie
historia. O zgrozo!
_____________________________________________________________________________
Jest 28 maja 2013 roku, pogoda
za oknem jest taka jaka być nie powinna w, no, prawie LATO & ja dodaję
notkę szczególnie dla was.
Istna irlandzko-angielska nam
ta pogoda zawitała na Dolny Śląsk.. -,-
Napisałam ją zanim moja
współautorka napisała rozdział drugi, ponieważ zarys jako taki miałam. Taką
jakby wizję. Hehe, dziwne. Chociaż lepiej mi się piszę „na spontana”, ale cóż
począć?
Kilka spraw.
1) KOMENTARZE: dziękujemy za każdy komentarz z waszej strony i mamy
nadzieję, że będziecie nadal komentować. Dla Ciebie to tylko chwilka, a nas tak
cieszy.
2) AUTORKI: jest nas dwie – ja – olka, znana jako @alekslloyd &
Paulina, @aww_paulaaa. ;)
3) ANKIETA: klikajcie „tak”,
jeśli czytacie to opowiadanie! ;D
4) POWIADAMIANIE: jeżeli chcesz być informowana o nowych rozdziałach, napisz o
tym w zakładce, w prawej kolumnie pt.”INFORMOWANI”. Ułatwi nam to życie :]
5) Obserwujcie, komentujcie,
polecajcie i zachęcajcie. Zakładka SPAM
służy do spamowania. ;D
Nowy rozdział będzie wkrótce.
Looove, xoxo
5 komentarzy:
boże ! chcę wiedzieć co z Liamem ! jakie emocje ;oo
kocham to opowiadanie <3
piszecie cudownie ;** chcę nexta :D
@ahmyhubby
Kocham to opowiadanie. Chcę następny ;)
Zaciekawiła mnie ta historia z Liamem.
Świetny rozdział!
Czekam już na następny ;)
ŚWIETNY BLOG!! Z LIAMEM NAJLEPSZE <3
I JUŻ OBSERWUJE TEN BLOG:)
ZAPRASZAM RÓWNIEŻ DO SIEBIE http://forver-love66.blogspot.com/
fajne to a kiedy nowy ?
Prześlij komentarz